Adam 'Taisum' Musiatewicz Adam 'Taisum' Musiatewicz 11.08.2020
Kategorie: Historia
Skomentuj: 0

Zapach kawy Kościuszkowców

Kawa i historia Polski? Ależ oczywiście, nawet można powiedzieć że "uskrzydlona" ale wcale nie skrzydłami husarii!

Wkrótce będziemy wspominali setną rocznicę „Cudu nad Wisłą”, dlatego ten post będzie związany z tematyką wojenną. Jest rok 1920, trwa wojna polsko-bolszewicka, do Piłsudskiego przybywa grupa amerykańskich lotników-ochotników, którzy chcą stworzyć eskadrę lotniczą do walki z Rosją. Eskadra zostaje sformowana i przyjmuje nazwę od bohatera wojny o Niepodległość Stanów Zjednoczonych, Tadeusza Kościuszki.  „Kościuszkowcy” – to miano przybierało w historii wiele polskich oddziałów wojskowych. Bezpośrednimi spadkobiercami nazwy i tradycji byli ich uczniowie z dywizjonu 303. Jednym z liderów, pomysłodawców i założycieli eskadry jest Merian C. Cooper z Jacksonville. Tak, dobrze myślicie. To ten sławny reżyser pierwszego King Konga  z 1933 roku

Niestety to nie do końca prawda! Fakty są takie:

  • Listopad 1918 – w Krakowie powstaje III Eskadra Lotnicza, w ramach reorganizacji otrzymuje numer 7
  • Październik 1919 – do 7 Eskadry Lotniczej dołączają przybyli niedawno do Polski amerykańscy lotnicy ochotnicy, aby pomóc w zbliżającej się wojnie z bolszewikami.
  • Po przyłączeniu się amerykanów jednostka dostaje patrona, Tadeusza Kościuszkę, a jeden z nich projektuje symbol eskadry

samolot mig

Fakty obalające mit nie wpływają jednak na inne fakty dotyczące Coopera.

Jego prapradziadek był przyjacielem i towarzyszem broni Kazimierza Pułaskiego. W domu Cooperów pielęgnowano pamięć o niezłomnym bratnim narodzie i Merian z wielkim entuzjazmem zasiadał za sterami samolotu, atakując linie armii bolszewickiej. Polski dowódca frontu południowego, generał Antoni Listowski wspominał:

Amerykańscy lotnicy pomimo wyczerpania walczą jak szaleni. Bez ich pomocy dawno temu by nas diabli wzięli.

Sierpień 1920, Bitwa Warszawska i kończące praktycznie wojnę, wrześniowe uderzenie, zwane Bitwą nad Niemnem wyzwala fale radości w Polsce. Niestety w tej radości nie uczestniczy Cooper, który został zestrzelony i zaginął za linią frontu. Uznano go za poległego, gdyż wiele miesięcy nikt nic nie wiedział o jego losie. Jednak pewnego dnia młodej amerykance pracującej w oddziale Czerwonego Krzyża w Moskwie doręczono gryps z obozu jenieckiego, który informował, że w tym obozie przebywa niejaki Frank Mosher, lotnik amerykański schwytany przez bolszewików. Podjęto próbę wydostania go, tym bardziej że drugi gryps od Moshera informował iż w rzeczywistości jego prawdziwe nazwisko brzmi COOPER!. Frank vel Merian nie zamierza jednak czekać i z powodzeniem ucieka, a w maju 1921 wreszcie przybywa do Warszawy, gdzie zostaje odznaczony krzyżem Virtuti Militari – najwyższym polskim odznaczeniem wojskowym. W swoich wspomnieniach z niewoli mówił o wielokrotnym przesłuchiwaniu go przez bolszewickich urzędników, prawdopodobnie jednym z nich był nawet sam Stalin.

Jednak dużo ważniejszy i ciekawszy w tej historii jest inny bolszewik, Izaak Babel, rosyjski literat, który podczas wojny pełnił również rolę oficera politycznego w armii Budionnego. Tak się złożyło, iż jako jeden z pierwszych przesłuchiwał naszego bohatera. Po latach światło dzienne ujrzały jego ocalone zapiski, znane pod tytułem „Dziennik 1920”, w których możemy przeczytać:

   Франк Мошер. Сбитый летчик американец, босой, но  элегантен,  шея,  как колонна, ослепительно белые зубы, костюм  в  масле  и  грязи.  С  тревогой спрашивает  меня,  неужели  я  совершил  преступление,  воюя  с  советской Россией. Сильно наше дело. Ах, как запахло  Европой,  кафе,  цивилизацией, силой, старой культурой, много мыслей, смотрю, не отпускаю.

   Frank Mosher. Lotnik, strącili go, Amerykanin, bosy ale elegancki, szyja jak kolumna, olśniewająco białe zęby […] Ach, jak zapachniało Europą, kawą, cywilizacją, siłą, starą kulturą …

W 1920 roku dla Izaaka Babela, znanego literata i dobrze wykształconego człowieka, żyjącego w bolszewickiej Rosji, zapach kawy kojarzył się z zachodnią kulturą, świetnością i wyższą jakością. Były to wartości, za którymi chyba tęsknił, jak wynika z kontekstu wypowiedzi.

Gdzie jednak Mosher vel Cooper przesiąkł tym zapachem? Odpowiedź staje się jasna, kiedy napiszę, iż pierwszy ochotnik do eskadry, Amerykanin Cedrik Errol Fauntleroy, prywatnie przyjaciel Coopera i późniejszy dowódca eskadry, został namówiony lub jak kto woli, zwerbowany w jednej z paryskich kawiarenek, do których często uczęszczał bohaterski lotnik i pilot polskiego lotnictwa, pachnący kawą Merian C. Cooper z Jacksonville.

Lista komentarzy (0)
Dodaj komentarz